Długo nigdzie nie byłem na rowerze. Jakoś po tych śniegach nie mogłem się zebrać do kupy żeby gdzieś popedałować. Na ratunek przyszedł Jasiek, który zaproponował mi krótką rekreacyjną taskę po KPN. Przy okazji poszperaliśmy w opuszczonych chatach porozrzucanych tu i ówdzie oraz mieliśmy szczęście poobserwować dwie sarenki.
Razem z Jasiem wybraliśmy się na małą wycieczkę krajo(laso?)znawczą. Odkryliśmy świetne miejsce z naturalnymi hopkami i zajefajnymi zjazdami. Coś mi mówi, że częściej będziemy odwiedzać to miejsce :)
W końcu na niebie pojawiło się słoneczko. Korzystając z zaistniałej sytuacji postanowiłem wyjść trochę pokręcić. Plan był prosty - pojechać w stronę Powązek i obcykać nowe ciekawe trasy. Pech chciał, że trafiłem na ścieżki wykorzystywane przez konie i był tam praktycznie sam piach. Szybko zmieniłem plan i jednak pognałem w znane mi strony. Przejeżdżając obok Julinka przypomniałem sobie o waypoincie, który się tam znajduje. Wyszukałem szybko ścieżkę do wjazdu, spisałem kod i wróciłem na szlak. Potem już pojechałem ulicą z Leszna do domu. Ogólnie nie jestem zadowolony z przebytych kilometrów, ale jazda w błocie i piachu naprawdę mnie wykończyła :(
Pogoda była paskudna. Słońca wcale, wiało strasznie i leciała z nieba wkurzająca mżawka. Obiecałem sobie jednak, że dziś się przejadę i dopiąłem swego. Na szczęście jutro ma się rozpogodzić, a nawet wyjść zza chmur słonko. Może w końcu wybiorę się zobaczyć nowe muzeum w Palmirach.
Po szkole wybrałem się na krótką wycieczkę okolicznymi drogami. Postawiłem na trasę Grądy-Kampinos-Podkampinos-Gawartowa Wola-Czarnów-Wilków-Grądy + wypad do sklepu. Jechało się bardzo sympatycznie, jednak wiatr nie dawał za wygraną i przez większość wycieczki wiał mi prosto w twarz. Słabym elementem wycieczki były również chmury, które zasłoniły całe niebo.